Wspierajmy rozwój mowy naszych dzieci

Zdrowie i rozwój dziecka Nr 7 (63) Październik 2016 „Nasz Józefów”

Wspierajmy rozwój mowy naszych dzieci.

Poważny problem naszych czasów stanowią dziecięce wady wymowy. O głównych przyczynach zaburzeń językowych oraz sposobach ich terapii rozmawiam z Joanną Pniewską, mieszkanką Józefowa, logopedą i pedagogiem.

Czy dziecięce wady wymowy mają dziś charakter epidemii?

Nie nazwałabym tego zjawiska epidemią. Jest to raczej cecha naszych czasów, zbieg pewnych sytuacji, z którymi dziecko się spotyka. Aczkolwiek w ostatnim piętnastoleciu liczba dzieci z wadami wymowy wyraźnie wzrosła...

Jest to zatem bardziej problem niż epidemia?

Zdecydowanie tak! Problem to lepsze i bezpieczniejsze określenie.

Jakie są najczęstsze zaburzenia językowe u dzieci i czym są one spowodowane?

Dzieci z zaburzeniami językowymi podzielić można na cztery grupy.
Do pierwszej z nich należą maluchy z zaburzeniami artykulacyjnymi, w obrębie jamy ustnej. Najczęściej wynikają one z faktu, że między pierwszym a trzydziestym szóstym miesiącem życia dziecko miało nieodpowiednie wzorce językowe (liczne zmiękczenia), nieprawidłową dietę (dieta płynna) oraz niewystarczającą motywację do nawiązywania komunikacji werbalnej.
Do reprezentantów drugiej grupy zaliczyłabym tzw. „dzieci telewizyjne”, „komputerowe”. Zarówno dzieci, jak i ich rodzice, zbyt mało czasu poświęcali na komunikowanie się. Dialog ograniczał się do krótkich komunikatów, a odpowiedzi były zazwyczaj jednowyrazowe (np. ok., dobrze, super). Większość wolnego czasu dzieci spędzały przed telewizorem lub komputerem, oglądając np. kreskówki. Podkreślić w tym miejscu trzeba, że maluchy nie są odpowiednio przygotowane do odbioru animowanych bajek. Ich możliwości percepcyjne nie nadążają jeszcze za szybkimi dialogami i zbyt długimi zdaniami, których jest pełno w kreskówkach. W animowanych bajkach brakuje też „odpowiedniej melodii” i właściwych treści. Mali odbiorcy skupiają się zatem wyłącznie na przekazie wizualnym, wzrokowym, nie wgłębiając się w warstwę słowną. Praktycznie cała kompetencja językowa „dzieci telewizyjnych” jest zaburzona. Mają one mały zasób słów, nie stosują form fleksyjnych, popełniają liczne błędy składniowe.
Przedstawicielami trzeciej grupy są dzieci z alergią, przerostem migdałków podniebiennych. Stany zapalne ucha środkowego są najczęstszą przyczyną osłabienia słuchu. Rodzice tych dzieci powinni szczególnie pamiętać o systematycznych badaniach słuchu. Warto zgłosić się do logopedy w celu sprawdzenia poprawności różnicowania dźwięków. W przypadku konieczności rozpocząć terapię słuchową.
Do czwartej grupy zaliczam dzieci z zaburzeniami rozwojowymi. Są to najbardziej pokrzywdzeni przez los i jednocześnie najcudowniejsi pacjenci. Maluchy zarówno z wrodzonymi wadami anatomicznymi, jak i z niepełnosprawnością umysłową. Wymagają one od logopedów największej uwagi i troski, jednakże efekty są w ich przypadku najmniej dostrzegalne. Z oczywistych powodów w wielu przypadkach nie jesteśmy w stanie nauczyć tych dzieci płynnej mowy, możemy je jedynie przygotować do mówienia.

Wróćmy do komputerów i telewizji. Jak urządzenia te wpływają na mowę dzieci? Czy tylko zubażają ich język?

Telewizja ma bardzo niefortunnie dobrany przekaz dla dzieci. Najczęściej nie jest on rytmiczny, jest amelodyjny. Przekaz ten nasycony jest licznymi neologizmami i wyrazami, których małe dziecko jeszcze nie zna. Bajka dla dziecka, poznającego dopiero wyrazy, musi mieć bardzo wolną akcję i narrację. Dialogi muszą być w niej wypowiadane w niespiesznym tempie. Tymczasem tempo akcji w większości kreskówek jest tak szybkie, że nie pozostawia czasu na myślenie. Po 2–3 minutach dziecko kompletnie nie rozumie sensu oglądanego obrazu i koncentruje się wyłącznie na bodźcach wzrokowych. Dzieci, które ukończyły drugi rok życia, naśladują już otaczającą je rzeczywistość. Jeżeli taki maluch nie słyszy rozmów rodziców i nie posługuje się językiem, ponieważ wyłącznie ogląda telewizję lub przesiaduje z innymi domownikami przy komputerze, jego mowa się nie rozwinie!

Przy okazji powyższego problemu rodzą się inne pytania, nieco prowokacyjne. Czy odrobina telewizji nie zaszkodzi naszym pociechom? Czy rozsądne korzystanie z odbiornika telewizyjnego może być dla dzieci inspirujące? Pytam o to, ponieważ w pewnych kręgach modne stało się ostentacyjne nieposiadanie telewizora i postrzeganie go jako „wcielonego zła”.

Znam rodziny, które nie mają telewizora i żyją w tzw. „dawnym stylu”. Południa wypełniają im spacery, wieczory zaś zajęcia plastyczne, wspólne zabawy, czytanie bajek. Uważam, że taki model rodziny jest bardzo poprawny. Nie należy jednak bezwzględnie odrzucać innej formy przebywania z dzieckiem. Jeżeli rodzic w rozsądny sposób kontroluje dostęp do telewizji, wspólnie z dzieckiem ogląda wybrane programy, a po ich obejrzeniu omawia i wyjaśnia oglądane treści, to taka rozrywka nie musi zaburzać rozwoju dziecka. Nie można zatem generalizować, że telewizja jest zła. Czasem telewizor może odegrać pozytywną rolę. Warto jednak pamiętać, że według zaleceń psychologów czas przebywania przed telewizorem dziecka w wieku przedszkolnym nie powinien przekraczać 30 minut dziennie.

Czy telewizja może wzbogacić słownictwo dziecka?

Telewizor nie jest raczej wskazany dla dzieci do trzeciego roku życia. Nie mamy w tej chwili dobrego kanału dla maluchów, nawet dobranocki są poniżej krytyki. Myślę jednak, że dla dzieci powyżej piątego roku życia programy telewizyjne mogą być źródłem wielu nowych informacji i wzbogacać słownictwo naszych pociech. Trzeba tylko wybrać odpowiedni kanał, eliminując treści szkodliwe. Wartościową rolę mogą odegrać niektóre programy naukowe i informacyjne.

Zmieńmy nieco temat naszej rozmowy. Jaki wpływ na rozwój aparatu artykulacyjnego dzieci ma karmienie.  Słyszałem, że współczesna, sztuczna żywność rozleniwia niektóre narządy mowy najmłodszych i staje się w ten sposób przyczyną późniejszych problemów artykulacyjnych. Czy to prawda?

Myślę, że to prawda. Oczywistym jawi się fakt, że najważniejszy jest pokarm matki, pokarm naturalny. Ale jeśli są ku temu uzasadnione przeciwwskazania, to naprawdę nie dzieje się nic złego, gdy dziecko karmione jest sztucznie. Pamiętać jednak należy, aby podczas karmienia przytulać dziecko, głaskać, mówić, śpiewać, być z nim w szczególnej bliskości. Bliski kontakt z maluchem jest niezbędny, niezależnie od tego czy karmi matka czy ojciec. Działania te kształtują w dziecku pewne relacje (bliskości, akceptacji, przynależności), które w jego późniejszym życiu wyraźnie zaprocentują. Ważne jest, aby w początkowym okresie karmienia spotkać się ze specjalistą, który oceni czy nasz maluch ma wystarczającą siłę w obrębie mięśni okrężnych ust, czy posiada wędzidełko na tyle sprawne, żeby prawidłowo ssać pokarm. Czy jego język nie wychodzi poza łuki zębowe, czy prawidłowo połyka. Okres ten jest bardzo ważny i ma ogromny wpływ na rozwój aparatu artykulacyjnego. Na tym etapie rozwijają się mięśnie żuchwy, warg i języka. Dziecko uczy się oddychać przez nos.

Zatem przyczyną późniejszych zaburzeń językowych dziecka jest nie tyle współczesna żywność, co sposób karmienia?

Tak, lecz dotyczy to przede wszystkim wczesnego etapu karmienia.

Co więc z żywnością? Czy szybkie jedzenie pozostaje bez wpływu na aparat mowy naszych pociech?

Ośmiomiesięcznemu dziecku możemy już podawać pokarm stały. Przy tej okazji wyraźnie uwidaczniają się nasze tendencje do miksowania jedzenia, do robienia tzw. papki. Tendencje te wynikają z wygody lub braku czasu. Rodzice rezygnują z ugotowania marchewki, pokrojenia jej na drobne kawałki i powolnego karmienia nią dziecka. A takie wolne karmienie doskonale rozwija narząd artykulacyjny. Szybkie, zmiksowane i rozcieńczone jedzenie mnoży problemy artykulacyjne. Zasada jest prosta – im starsze dziecko, tym mniej rozdrobniony pokarm. Gryzienie, żucie, odrywanie pozytywnie wpływa na przyszłą mowę dziecka.

Główną przyczyną omówionych wyżej tendencji jest chyba fakt, że w sklepach mamy dziś zbyt dużo tzw. gotowców.

W kwestii „gotowców” nie jestem ortodoksyjnym logopedą. Słoiczki z gotowym jedzenie są bardzo wygodne na przykład podczas podróży i można z nich wtedy korzystać. Jeśli jednak możemy ugotować dziecku tradycyjną zupkę, to ją gotujmy. Kolejnym problemem jest też sposób podawania pokarmu. Jedzenie serwowane w butelce jest wprawdzie wygodniejsze, szybsze. Podczas takiego posiłku maluch się też mniej pobrudzi. Zachęcam jednak do karmienia łyżeczką, przeżuwając pokarm ćwiczymy artykulatory, równocześnie kształcimy koordynację wzrokowo-ruchową oraz umiejętności manualne dziecka. Czynniki te mają wpływ na późniejszy rozwój mowy. A to, że maluch się przy tym wybrudzi nie jest, moim zdaniem, żadnym problemem. Mamy przecież pralki...

Jak w wielkim skrócie wygląda terapia dziecięcych wad wymowy?

Wszystko zależy od tego, do której spośród wymienionych na początku naszej rozmowy grup należy dziecko. Jeżeli mamy do czynienia z błędami wynikającymi z zaburzeń pracy artykulatorów, ćwiczymy narządy artykulacyjne. Stopniowo uczymy nowych wyrazów, prawidłowej wymowy oraz poprawnej fleksji. U dzieci „telewizyjnych” i „komputerowych” wzbogacamy słownictwo i uruchamiamy ich myślenie przyczynowo-skutkowe. Ważne jest, aby dużo mówiły, opisywały ilustracje, relacjonowały wydarzenia domowe. Terapia pacjentów z trzeciej grupy słuchowej opiera się przede wszystkim na różnicowaniu i odtwarzaniu dźwięków, słowem na wychowaniu słuchowym tych dzieci. W przypadku pacjentów z grypy czwartej, czyli dzieci z zaburzeniami rozwojowymi terapia jest najtrudniejsza i równocześnie najcudowniejsza. Nawet minimalna poprawa wad wymowy jest w ich przypadku ogromnym sukcesem i powodem autentycznej satysfakcji. Przy każdej z wspomnianych grup terapia jest jednak odmienna. Każde dziecko to inny przypadek i inna terapia.

Czy problemy z wymową zawsze wymagają interwencji logopedycznej?

Może z niektórymi zaburzenia możemy i powinniśmy „walczyć” także w warunkach domowych? Jakie proste ćwiczenia logopedyczne może Pani polecić naszym czytelnikom? Zaburzenia językowe wymagają wizyty u logopedy i fachowej terapii. W warunkach domowych możemy natomiast realizować szereg działań profilaktycznych. Jeśli dziecko słabo otwiera buzię, nauczmy je ją otwierać. Jeśli nie potrafi gryźć, nauczmy je gryzienia. Do pozostałych ćwiczeń zaliczę dmuchanie, puszczanie baniek mydlanych, picie przez słomkę. Pozwólmy dzieciom wylizać talerzyk, głośno ziewnąć, mruczeć, parskać, prychać. Warto też wolniej mówić do dziecka, utrzymywać z nim kontakt wzrokowy, wspólnie bawić się w rymowanki. Są to proste ćwiczenia logopedyczne, które bez trudu możemy przeprowadzić w domu. Bardzo cenna jest też autentyczna zabawa z dziećmi. Podczas jej trwania rodzice powinni na moment wejść w rolę dziecka, zbliżyć się do poziomu malucha. Można bowiem ciekawie i z fantazją bawić się w straż pożarną, pociąg, a bezmyślnie czytać książki. Można rozumnie bawić się lalką, a głupio i dziecinnie grać w szachy... Warto też wspólnie słuchać odgłosów z otoczenia, identyfikować i różnicować bodźce akustyczne. Zwykłe, codzienne czynności mogą okazać się doskonałą okazja do dobrej zabawy i mądrej rozmowy.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Adam Tyszka

PS. Osoby zainteresowane problemem zaburzeń językowych i sposobami ich terapii odsyłam do strony internetowej prowadzonej przez moją rozmówczynię (logopeda-jozefow.pl).